Los na żółtej karteczce spisany

Los na żółtej karteczce spisany

Czy zastanawialiśmy się nad tym co dla nas w życiu jest najcenniejsze? Może się zdarzyć, że poprosi nas o to agent ubezpieczeniowy, by oszacować tego wartość. Ale czy można wycenić wartość członka rodziny?

Zostałem kiedyś zaproszony na pewne szkolenie dla handlowców sprzedających ubezpieczenia na życie, w jednej z popularnych firm tej branży, aby poprowadzić jeden z tematów szkolenia. Byłem jednak bardzo ciekaw przebiegu pozostałych zajęć, więc postanowiłem uczestniczyć przez cały czas trwania. Jednym z punktów szkolenia było przedstawienie handlowcom technik prezentacji klientom argumentów, aby skuteczniej docierać do rozmówcy. Była burza mózgów, były pomysły i wymiana doświadczeń pomiędzy uczestnikami. Handlowcy co chwilę przytaczali przykłady ze swoich doświadczeń z rozmów z klientami. Opisywali ich sceptycyzm i obiekcje co do ubezpieczania życia swego i rodziny. Wtedy prowadzący szkolenie zaproponował pewną zabawę, jaką on stosuje, aby przekonać do ubezpieczenia na życie. Rozdał każdemu z uczestników po 5 żółtych karteczek. Następnie polecił, by każdy z uczestników wymienił po 5 rzeczy lub osób, które są dla niego w życiu najważniejsze, spisał je oddzielnie po jednej na każdej z nich i ułożył przed sobą na stoliku odwrócone treścią do dołu, a następnie pomieszał losowo.

Zabawa przy tym była przednia, bo co chwilę uczestnicy tryskali humorystycznymi pomysłami, co dla nich przedstawia największą wartość. Ktoś dla żartu wpisał kota perskiego i swoją teściową, chociaż na podstawie jego wypowiedzi nie odniosłem wrażenia, że lubił ją w rzeczywistości. Ktoś inny był wielbicielem motoryzacji, więc wpisał swoje auto, będące przedmiotem jego pasji. Najczęściej jednak wpisywano tam małżonków oraz dzieci. Nawet największy dowcipniś szkolenia tego nie pominął.

Następnie prowadzący przedstawił trochę branżowych statystyk, co do występowania różnego rodzaju wypadków losowych. Policzył uczestników i powiedział, że na podstawie danych statystycznych, z dużym prawdopodobieństwem może stwierdzić, że co najmniej jednej osobie spośród zebranych tu osób może w życiu przydarzyć się utrata czegoś cennego. Aby bardziej uzmysłowić o czym mówi, przeszedł pośród uczestników i od każdego zabrał po 2 żółte karteczki losowo wybrane. Polecił, aby każdy z uczestników wyobraził sobie, że los padł właśnie na niego.

Atmosfera sielanki i dobrego humoru minęła, gdy każdy zobaczył co mu zostało, po przejściu „symulatora losu”. Ktoś stracił karteczkę z samochodem, ktoś inny dom. Wielu osobom jednak została odebrana karteczka z imieniem żony, męża czy dziecka. Humor stracił też najbardziej dowcipny z kursantów, któremu zniknęła karteczka z imieniem żony i perskim kotem, a został samochód, dom i … teściowa z której wcześniej tak żartował.

Atmosfera po tym etapie szkolenia zrobiła się tak smutna, że prowadzący ogłosił przerwę i zaproponował, aby na poprawę humoru zadzwonić do swoich najbliższych i upewnić się, czy wszystko u nich w porządku. Wielu tak właśnie zrobiło.

Nie wiem, czy uczestnicy szkolenia wykupili ubezpieczenia dla siebie i rodzin, ale widziałem, że na psychikę im podziałało to doświadczenie. Część z nich uznało to za argument dobry do zastosowania podczas rozmów z klientami.

Ja nie sądzę, aby to był dobry sposób na uświadamianie ludziom jak potrzebne są ubezpieczenia. Gdyby ze mną umówił się agent ubezpieczeniowy i w moim domu pokazał kogo mogę stracić – posłałbym go za drzwi.

Mi osobiście po tym doświadczeniu nasunęły się na myśl słowa ks. Jana Twardowskiego „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą, zostaną po nich buty i telefon głuchy…”.

Nie neguję zasadności ubezpieczeń, bo w przypadku zdarzenia losowego mogą pomóc podnieść się finansowo po utracie rzeczy, a nawet osoby z rodziny np. gdy ta jest głównym źródłem utrzymania rodziny. Czasami też po stracie kogoś najbliższego, człowiek nie jest w stanie pozbierać się przez pewien czas. Takie zabezpieczenie może się wówczas przydać.

Niezależnie od polisy na życie, warto ubezpieczyć się poprzez poświęcenie większej uwagi naszym rodzinom, bo w razie niepomyślnych zdarzeń losowych nic nie zrekompensuje tego, co chciałoby się jeszcze powiedzieć, wysłuchać, a może jeszcze raz spotkać z osobą, której imię zostało utracone wraz z „żółtą karteczką losu”.

Śpieszmy się kochać najbliższych.

autor: Mirosław Truchel

facebook