Wyglądam mamo na Ciebie przez okienko mojego pokoiku … w Domu Dziecka.

Wyglądam mamo na Ciebie przez okienko mojego pokoiku … w Domu Dziecka.

Aby lepiej zrozumieć jak wyjątkową rolę w życiu dziecka pełni mama, warto porozmawiać z dziećmi, które nie mają jej na co dzień.

Kilkanaście lat temu, będąc w szkole średniej, miałem przyjemność uczyć się w klasie, której wychowawczyni miała dość niestandardowe jak na tamten czas podejście do edukacji do życia w rodzinie. Mawiała, że do roli rodzica człowiek powinien zacząć przygotowywać się na 20 lat przed przyjściem na świat dziecka. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale biorąc pod uwagę, że dzieciom przekazuje się swoje geny, a geny to przecież mapa naszej osobowości, którą kształtujemy również swoim zachowaniem, nabiera to sensu.

Godzinę wychowawczą często spędzaliśmy na dyskusji o rodzinie.
W wieku 16-17 lat do tych tematów podchodzi się nieco „luzacko”. Ojcostwo, macierzyństwo to pojęcia abstrakcyjne, które przewijały się przy okazji, gdy jakaś koleżanka lub kolega ze szkoły nieoczekiwanie weszli w te role (czytaj „wpadka”).
Wychowawczyni klasy zaproponowała abyśmy na każdej godzinie wychowawczej grupką kilkuosobową chodzili do domu dziecka, który był po przeciwnej stronie ulicy. Pomysł bardzo się spodobał – zawsze to godzina krócej w szkole.

Odwiedzaliśmy grupę wychowanków domu dziecka w wieku od 2 do ok. 6 latek. Rodziców zastępowali im wychowawcy domu dziecka. Zastępowali to za dużo powiedziane. Rodziców nie da się zastąpić; jedynie starali się dać im tyle miłości ile potrafią wiedząc, że muszą zachować też dystans pomiędzy pracą a emocjami. Dla takiego opiekuna „matkowanie” podopiecznym jest zajęciem, przy którym trudno jest powstrzymać emocje, bo to przecież dzieci, które nikogo nie mają, ale też to po prostu praca. Wracają po pracy do domów i są matkami i ojcami dla swoich dzieci.

Już po pierwszych wizytach wielu z nas przestało traktować je jak czas luzu poza szkołą, lecz jak pewne osobiste doświadczenie. Uświadomiłem sobie jak to dobrze jest mieć w domu wszystkich w komplecie.

Pamiętam czas przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy z grupą mojej klasy chcieliśmy zanieść drobne upominki tym dzieciakom, odwiedzić ich ponownie.

- Pamiętajcie chłopaki – nie nadużywajcie, a najlepiej nie wspominajcie przy nich słowa „mama”. Od razu tęsknią, płaczą… . Niektórzy do ostatnich dni świąt czekają, że mama ich zabierze choćby na kilka godzin do domu… na święta – powiedziała wychowawczyni domu dziecka zanim weszliśmy do środka.
- I co... przyjeżdżają? Zabierają ich na święta?
- Rzadko. Większość z nich to dzieci, które zostały odebrane z rodzin patologicznych. Dzieci były bite, maltretowane. Ale przed świętami to przestaje mieć znaczenie. Mama to największe marzenie dziecka w Boże Narodzenie, nawet jeśli zadaje ból.

- A czy ojcowie zabierają ich na święta? – zapytał ktoś.

- Czasami tak, ale np. ojciec jednego z podopiecznych nie może tego zrobić ze względów prawnych. Podczas rozwodu opieka nad dzieckiem przyznana została matce pomimo, że była nieodpowiedzialna. Od czasu gdy zostało jej odebrane z powodu agresji i nadużywania alkoholu, ojciec ma związane ręce, bo musi oczekiwać na decyzję sądu by odzyskać prawo do opieki. Matka utrudniała ojcu kontakt z dzieckiem i przedstawiała mu go jako negatywną i złą osobę. Dziecko boi się ojca, mimo że nie zrobił mu nic złego - tęskni za mamą.

Niestety, podczas wizyty ktoś chlapnął słowo „mama”. Wychowawczyni miała rację. Atmosfera zabawy jakoś minęła. Trudno było ją naprawić.

Bardzo utkwiło mi to w pamięci. Nigdy wcześniej ani później nie miałem okazji przekonać się tak jak tamtego dnia o mocy słowa „mama” i sile jego oddziaływania na psychikę dziecka.

autor: Mirosław Truchel

facebook