Książka łączy rodzinę, czyli biblioteka poleca

Książka łączy rodzinę, czyli biblioteka poleca

Białostocka Akademia Rodziny zachęca przeczytanie artykułu z serii „Książka łączy rodzinę, czyli biblioteka poleca”

Zbrojna agresja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę oraz związane z nią przymusowe opuszczanie kraju przez miliony Ukraińców to tematy niezwykle ważne nie tylko dla naszych sąsiadów, lecz także dla nas, Polaków. Z dumą możemy stwierdzić, że Polska stała się nowym mieszkaniem dla milionów ludzi, którzy musieli porzucić swoje domy, pracę, przyzwyczajenia i plany oraz udać się do obcego kraju. Jest to dla nich sytuacja bardzo trudna, więc musimy udzielić im niezbędnej pomocy, by mogli na nowo stanąć na nogi. Musimy dać im wsparcie nie tylko materialne, ale i duchowe – nasi goście powinni mieć szanse poczuć się u nas dobrze, także Ci najmłodsi. Z myślą o nich powstało ukraińskojęzyczne tłumaczenie wspaniałej książki Beaty Gawryluk – Teraz tu jest nasz dom. Utwór opowiada o rodzinie Baranowskich z Doniecka, która była zmuszona opuścić swoja ojczyznę w wyniku zbrojnej napaści Rosji. Książka po raz pierwszy została wydana wyłącznie w wersji polskojęzycznej w 2016 roku. Rosyjska inwazja na Ukrainę sprawiła, że temat stał się jeszcze bardziej istotny, a zapotrzebowanie na literaturę dziecięcą opowiadającą o aktualnej sytuacji Ukrainy wzrosło. W pierwszych dniach wojny minipowieść Beaty Gawryluk była bardzo trudno dostępna. Wydawcy szybko jednak zadbali o dodruk, a dodatkowo przygotowali tłumaczenie na język ukraiński. Ta niezwykle aktualna i wartościowa pozycja literacka świetnie nadaje się przywitanie małych Ukraińców. Jest także wspaniałą książką dla naszych dzieci, które potrzebują wyjaśnienia bieżącej sytuacji społeczno-politycznej oraz chcą zrozumieć naszych gości, ich potrzeby i problemy wynikające z przymusowej emigracji. Książka Beaty Gawryluk wspaniale uczy tak potrzebnej nam dziś empatii.

Beata Gawryluk, Teraz tu jest nasz dom / Tепер наш дім тут, ilustracje: Maciej Szymanowicz, Łódź: Wydawnictwo Literatura, 2022.

Wiek: 7+

Liczba stron: 83

Książka Teraz tu jest nasz dom opowiada o Baranowskich, polsko-ukraińskiej rodzinie z trójką dzieci: najstarszym Romkiem, średnim Mikołajem i malutką Natalką, która niewiele jeszcze rozumie. Baranowscy w pośpiechu opuścili swój rodzinny Donieck z powodu obawy o to, co najcenniejsze – życie. Nasi bohaterowie początkowo trafili do ośrodka dla uchodźców, a później znaleźli „mieszkanie w bloku w dużym mieście na południu Polski, niedaleko Krakowa”. Teraz tu jest nasz dom to opowieść o problemach ukraińskich uchodźców, z którą naprawdę warto się zapoznać.

W ośrodku dla uchodźców Baranowscy otrzymali opiekę, miejsce do spania, jedzenie i niezbędne do przeżycia rzeczy. Pierwszego dnia dzieci poznały legendę o Smoku Wawelskim, którą tata czytał im z książki otrzymanej od Polaków. Baranowscy byli bezpieczni, od początku mieli szansę zadbać nie tylko o podstawowe potrzeby, ale także mogli poczuć się „jak u siebie”. Otrzymali także wsparcie, troskę i zrozumienie. Autorka pokazuje tym samym, że Polska może być przestrzenią dobrą i bezpieczną. Taka opowieść może pomóc małym Ukraińcom czytającym tę książkę oswoić się z nową sytuacją, zbudować w sobie poczucie bezpieczeństwa.

Beata Gawryluk nie gloryfikuje jednak Polaków. Pokazuje także ksenofobię i niezrozumienie, z którymi musieli się zmierzyć Romek i Mikołaj, chodząc do polskiej szkoły. Ksenofobia została ucieleśniona w postaciach Adriana i Damiana. To chłopcy, którym wyraźnie przeszkadzała „inność” kolegi z Ukrainy. Wykorzystywali jego problemy komunikacyjne wynikające z niepełnej znajomości języka polskiego, cały czas wyśmiewali i deprecjonowali jego wartość. Wyraźnie wybrzmiało to, gdy Romkowi zaproponowano miejsce w drużynie piłkarskiej. Zazdrośni koledzy próbowali go ośmieszyć i obniżyć poczucie własnej wartości, by nawet nie odważył się przyłączyć do małych piłkarzy. Adrian i Damian świadomie bądź nie nazywali Romka „Ruskim”. Mogło to wynikać z ich braku wiedzy o świecie. Mogło też być przemyślaną obelgą nastawioną na zrobienie koledze jak największej krzywdy. Nie każda krzywda musi boleć fizycznie, często najgłębsze rany są powodowane przez słowa. Nazwanie Romka „Ruskim” w kontekście zbrojnej napaści Rosjan na Ukrainę staje się bardzo poważną obelgą mogącą potęgować jego traumę. Autorka pokazuje, jak bardzo takie słowa mogą boleć i dlaczego dzieci powinny się ich wystrzegać. Pokazuje też, że problemy z nietolerancją da się rozwiązać – daje więc młodym czytelnikom nadzieję na odnalezienie się w nowym środowisku. Romek odnalazł w sobie siłę, żeby postawić się słownie swoim oprawcom i zbudował swoją pozycję w grupie rówieśników.

Problemy z aklimatyzacją miał także młodszy z chłopców – Mikołaj. Były to jednak problemy bardziej osobiste. Nowi koledzy w przedszkolu nie byli do niego wrogo nastawieni. Mikołaj był jednak samotny. Nie mógł znaleźć towarzystwa – problemy komunikacyjne sprawiły, że bał się odezwać. Trauma młodego Mikołaja wynikająca z wojny i ucieczki do nowego kraju spowodowała jego milczenie. Chłopiec „wiedział, że dzieci go nie rozumieją, nie potrafił im wytłumaczyć dlaczego, więc postanowił nie mówić”. Dopiero pomoc starszego brata sprawiła, że Mikołaj trochę się otworzył. Jego historia jest cenną lekcją dla polskich czytelników. Warto pokazać dzieciom, że to one jako pierwsze powinny wyciągnąć rękę do nowych kolegów, przymykając oko na ich problemy z komunikacją. Bawić się można w wielu językach, potrzeba tylko empatii i otwartości na drugiego człowieka.

We wspomnieniach Romka odnajdujemy informacje o życiu Baranowskich w Ukrainie. Pojawiają się ciepłe wspomnienia z ukraińskiego domu – czas spędzany z dziadkami, wspólne wycieczki czy jedzenie pierogów z serem i gołąbków z ziemniakami. Takie wstawki pokazujące zwyczajną codzienność są istotną częścią książki z dwóch głównych powodów. Po pierwsze oswajają polskie dzieci z uchodźcami z Ukrainy, pokazując ich podobieństwo oraz zwyczajność – to takie same dzieci, jak wszystkie inne. Po drugie – pokazują ogrom straty w sposób, który z pewnością przemówi do dziecięcej wyobraźnie. My, dorośli, sami często nie zdajemy sobie sprawy z czym realnie wiąże się przymusowe uchodźctwo. Ukraińcy porzucają wszystko – rodziny, domy, pracę, plany, by ocalić życie. Tracą wszystko i trafiają do obcego kraju często tylko z jedną torbą.

Autorka pokazuje, jak z perspektywy Romka wyglądały ich ostatnie dni przed wyjazdem do Polski. Opowieść o zwyczajnym życiu zmienia się w opowieść o bombardowaniu, ucieczce i strachu. Gawryluk pokazuje ogrom dziecięcych emocji i niezrozumienia. Pokazuje, jak z perspektywy dziecka wygląda bombardowanie i chowanie się w schronach, pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy – wszystko, z czym muszą zmierzyć się najmłodsi uchodźcy z Ukrainy. Jednocześnie tłumaczy małym odbiorcom książki, czym jest wojna i dlaczego wielu Ukraińców opuszcza swoją ojczyznę.

Tak niewielka objętościowo książka porusza również niezwykle trudny temat tożsamości narodowej. Autorka opisuje rodzinę niejednorodną. Mama i babcia są Ukrainkami, tata pochodzi z polskiej rodziny, a dziadek jest Rosjaninem. W czasach pokoju rodzina mogła funkcjonować w spokoju i cieszyć się swoją bliskością. Wojna odebrała im tę możliwość. Dziadkowie, po części ze względu na wiek, nie chcieli opuścić swojej ojczyzny. Nie chcieli tego również dlatego, że„nie mieli nic przeciwko temu, żeby tu była Rosja”. Inne rozumienie własnej tożsamości i przynależności narodowej sprawiło, że Romek, Mikołaj i Natalia musieli pożegnać się ze swoimi dziadkami, być może na zawsze. Tęsknili za nimi, a to uczucie jeszcze bardziej utrudniało im aklimatyzację w Polsce.

Autorka nie boi się sięgać po tematy trudne – nie upiększa rzeczywistości i pokazuje różne złe rzeczy dziejące się dookoła naszych bohaterów, opisuje rozgrywające się obok dramaty. Wujek, żołnierz, został ranny podczas obrony kraju, a rodzina bała się o jego bezpieczeństwo. Weronika, starsza kuzynka, w dniu ewakuacji nie mogła odnaleźć swojego chłopaka i jego rodziny i ostatecznie musiała wyjechać bez niego, bez pożegnania, nie wiedząc co się z nim dzieje. Rodzina Baranowskich już w Polsce dowiedziała się, że na ich ukraińskie mieszkanie spadła bomba – musieli pogodzić się z faktem, że ich dawnego życia już nie ma, nie mają do czego wracać – wojna całkowicie zawłaszczyła ich dawne życie. Dodatkowo książka Teraz tu jest nasz dom ma słodko-gorzkie zakończenie. Rodzina z Doniecka jest w Polsce bezpieczna i znalazła schronienie, w którym mogła rozpocząć życie na nowo. Jednak ich pierwszy prawdziwy i ukochany dom był w Ukrainie. Pozostali tam dziadkowie, wspomnienia i przeszłość. Emigracja naszych bohaterów była przymusowa i na zawsze pozostawiła ślad w ich umysłach i emocjach. Wojna pozbawiła ich wszystkiego oprócz życia. Nad tym nie da się łatwo przejść do porządku dziennego. Na podstawie historii Baranowskich dzieci uczą się, że wojna zawsze jest klęską wielu ludzi, a bezpieczeństwo okupione jest bólem i cierpieniem niewinnych.

Nie martwcie się, że książka będzie zbyt trudna dla małego odbiorcy. Autorka zadbała, by utwór był możliwie jak najbardziej przystępny, zrozumiały nieprzytłaczający emocjonalnie. To trudna historia, ale napisana w taki sposób, że dzieci bez problemu mogą się z nią zmierzyć. Warto jednak być z dzieckiem przy czytaniu, by służyć mu radą, wsparciem, a także wyjaśniać niezrozumiałe kwestie. Beata Gawryluk, jak już wspomniałam, nie stroni od pokazywania wynikających z wojny dramatów, lecz nie epatuje okrucieństwem – w recenzowanej książce nie ma drastycznych scen i opisów. Jako odbiorcy nie widzimy krwi, śmierci, zabijania. Zamiast tego autorka tworzy drobne metaforyczne obrazy pokazujące grozę w sposób plastyczny i zrozumiały dla małego dziecka. Jedną z takich zapadających w pamięć scen jest zaskoczenie Romka widzącego, że „na placu zabaw stanęła rosyjska wyrzutnia rakietowa”. Kontrast pomiędzy czarnym narzędziem wojny i śmierci, a kolorowymi dziecięcymi zabawkami jest niezwykle uderzający i pokazuje, że wielka historia i wielkie konflikty nieodwracalnie wkraczają także w dziecięcy świat, zawłaszczając go i niszcząc.

W tym miejscu warto też podkreślić, że przedstawioną w utworze rodzinę Baranowskich poznajemy, gdy jest ona bezpieczna w Polsce. Wspomnienia Romka z Ukrainy są ukazane w sposób retrospektywny. Dziecko ma więc świadomość, że ucieczka z kraju ogarniętego wojną się udała, a życiu Baranowskich nie zagrażają już bomby i rosyjscy żołnierze. Przedstawiając wydarzenia w niechronologiczny sposób, autorka chroni odbiorców książki przed „wczuwaniem” się w strach Romka i jego rodziny. Czytelnik wie, że cokolwiek się wydarzy, Baranowscy przeżyli i mają się całkiem dobrze.

W kontekście odbioru książki przez małego czytelnika warto docenić zastosowaną w tekście narrację pierwszoosobową. Dzięki niej dziecku jest łatwiej zrozumieć przekazywane informacje, a także utożsamić się z głównym bohaterem. Romek posługuje się prostym słownictwem, nieskomplikowaną składnią – mówi językiem odbiorcy. Jest przedstawiony jak zwykły chłopak z sąsiedztwa – dzięki temu jego opowieść wydaje się małemu czytelnikowi bliższa i bardziej wiarygodna.

Wykorzystanie narracji pierwszoosobowej pozwala także na poruszenie jeszcze jednego tematu, który jest ważny dla rodziców i opiekunów czytających książkę Teraz tu jest nasz dom razem z dzieckiem. Mały Romek pokazuje, że brakuje mu wystarczającej wiedzy o tym, co dzieje się wokół niego. Romek i Mikołaj słyszą tylko pojedyncze, trudne do zidentyfikowania słowa, takie jak wojna czy bomba. Obraz rzeczywistości muszą składać z podsłuchanych rozmów, niedopowiedzianych zdań i opowieści rówieśników. Zauważają silne emocje rodziców i czują się jeszcze bardziej bezradni. Lękają się nieuświadomionego, co tylko potęguje ich strach. Autorka pokazuje, jak dzieci reagują na wykluczanie ich z obiegu informacyjnego w sprawach, które przecież ich również dotyczą. Pomiędzy wierszami Gawryluk pokazuje, że nie można ukrywać przed dziećmi faktów, nawet jeśli intencją za tym stojącą jest chęć uchronienia ich przed złem tego świata. Obowiązkiem rodziców i opiekunów jest przekazywanie dzieciom informacji w sposób dla nich zrozumiały, przystępny i zapobiegający tworzeniu się trudnych do wyleczenia lęków.

Warto zwrócić uwagę również na szatę graficzna książki Teraz tu jest nasz dom, o którą zadbał Maciej Szymanowicz. Ilustracji jest niewiele, są one przy tym dość oszczędne i utrzymane w przytłumionej kolorystyce. Taka stylistyka świetnie komponuje się z treścią książki – świat dla naszych bohaterów stał się szary, pozbawiony kolorów symbolizujących szczęście czy pogodę ducha. Kolorystyka symbolicznie pokazuje wpływ wojny na życie rodziny Baranowskich i innych ukraińskich uchodźców. Bardzo wymowna jest również okładka. Widoczny jest na niej Romek, który pod drzwiami podsłuchuje medialny przekaz dotyczący rosyjskiej napaści na Ukrainę. Okładka wyraźnie ilustruje dziecięcą potrzebę rozumienia, o której pisałam w poprzednim akapicie. Rakieta, która widoczna jest jednocześnie za oknem i w telewizji wspaniale pokazuje, że wojna jest prawdziwa, dzieje się tu i teraz, tuż obok.

Książka może być również pomocą w nauczaniu dzieci ukraińskich języka polskiego. Umieszczone równolegle dwie wersje językowe tego samego tekstu pozwalają na łatwe tłumaczenie, porównywanie użytego słownictwa czy struktur gramatycznych. Książkę można wykorzystać zarówno z nauczaniu grupowym, jak również jako indywidualne ćwiczenie sprawności językowych. Nie będzie się sprawdzała w przypadku nauki podstaw, ale u dzieci posługujących się już bazowymi wyrazami i zwrotami może się przydać.

Wszystkie umieszczone w tekście cytaty pochodzą z książki Beaty Gawryluk, Teraz tu jest nasz dom / Tепер наш дім тут, ilustracje: Maciej Szymanowicz, Łódź: Wydawnictwo Literatura, 2022.

Zdjęcia pochodzą z zasobów własnych biblioteki Centrum Kształcenia Ustawicznego im. Henryka Sienkiewicza w Białymstoku.

autor: Białostocka Akademia Rodziny

facebook