Książka łączy rodzinę, czyli biblioteka poleca

Książka łączy rodzinę, czyli biblioteka poleca

Książka łączy rodzinę, czyli biblioteka poleca

W upalne lipcowe wieczory mało kto ma ochotę na czytanie. Jesteśmy zbyt zmęczeni, by skupiać się na tej formie spędzania czasu, ponieważ wymaga ona od nas uwagi i zaangażowania. Z tego powodu niektórzy rezygnują z książek i nie czytają również dzieciom, co z pewnością nie jest dla nich dobre. Proponujemy zatem alternatywę – książki bez tekstu!

Mam oko na liczby, Mam oko na litery oraz Miasteczko Mamoko. Ich twórczość rozpoznawalna jest na całym świecie, książki tłumaczone były na ponad 30 języków, a najbardziej znana z nich – Mapy – uzyskała prestiżową francuską nagrodę Prix Sorcières 2013 oraz włoską Premio Andersen 2013. Ich prace cieszą się uznaniem zarówno wśród recenzentów i krytyków, jak i rodziców oraz opiekunów, a przede wszystkim wśród samych dzieci. Są bowiem ciekawe, nowoczesne i przykuwają wzrok swoją bogatą i niepowtarzalną szatą graficzną. Książki państwa Mizielińskich łączy charakterystyczny styl, obok którego nie można przejść obojętnie – to kolorowe, proste rysunki stylizowane na namalowane dziecięcą ręką. Brak w nich skomplikowanego cieniowania i realizmu. Strony są za to wypełnione po brzegi postaciami, przedmiotami, gadżetami czy elementami krajobrazu. Za pierwszym razem nie dostrzegamy nawet połowy z nich i z każdym spojrzeniem odkrywamy coś nowego. Wielką zaletą rysunków Mizielińskich jest czytelność i prostota, która trafia do osób w różnym wieku. Tym, co wyróżnia recenzowane dzisiaj książki, oprócz braku tekstu, jest bardzo wysokie angażowanie odbiorcy w powstawanie historii, wielopłaszczyznowość oraz rozbudzanie kreatywności. Książki Mizielińskich są bardzo otwarte i każdy czytelnik może odnaleźć w nich coś zupełnie innego, opowiedzieć własną historię, a nawet wiele własnych historii. Omawiane książki pozwalają na tworzenie coraz to nowych opowieści, innych każdego dnia. Brzmi ciekawie? To zapraszamy do zapoznania się z konkretnymi pozycjami. Z góry uprzedzamy, że bardzo trudno się od nich oderwać.

Aleksandra Mizielińska, Daniel Mizieliński, Miasteczko Mamoko, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2010.

Wiek: 3+

Książka rozpoczyna się zwyczajnie, wręcz typowo, jak przystało na każdą dobrą bajkę – „Za siedmioma górami i siedmioma lasami, w dalekiej krainie Akuku leży Miasteczko Mamoko. Poznajcie jego mieszkańców i zobaczcie, co im się przytrafiło”. To jednak tylko jeden z możliwych początków, jeden z tysięcy wstępów do historii, który wcale nie jest narzucony czytelnikowi. Tym bardziej że nie znajduje się on na początku książki, a na tylnej okładce i nie narzuca się czytelnikowi w pierwszym odbiorze. Ostatnia strona okładki to jedyne miejsce, gdzie pojawia się tekst – mamy krótko zarysowane wprowadzenie i imiona postaci. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by pominąć te informacje i nadać książce swój autorski rys, nazywając miejsca i bohaterów zgodnie z własną fantazją.

Clue książki stanowi siedem plansz przedstawiających uchwycone ulotne momenty z życia mieszkańców miasteczka Mamoko. Można czytać każdą stronę oddzielnie, jak i odnajdywać ciągłość w historiach pojedynczych postaci na każdej kolejnej stronie od początku do końca. A może od końca do początku? Tekst nie ogranicza czytelnika, więc śmiało można odwracać kolejność, zamieniać strony, albo wybierać tylko niektóre z nich.

Postaci na każdej stronie wyglądają, jakby za chwilę miały kontynuować wykonywane czynności, a ich zatrzymanie jest zupełnie przypadkowe. Każda z nich jest uchwycona w działaniu – podczas wykonywania codziennych zwyczajnych czynności, takich jak wizyta u lekarza, zakupy w piekarni, lekcja tańca czy wymiana kół. W tym zwyczajnym na pozór miasteczku kryje się wiele opowieści o pojedynczych bohaterach, z których każdy jest inny, każdy ma własne potrzeby, wspomnienia i zdarzenia, w których bierze udział. Możemy się zapoznać tylko z urywkami z ich życia i w ten sposób spróbować odkryć, co się za nimi kryje, kim są i co robią. W zależności od wieku i wrażliwości dziecka te historie będą inne, będą się różnić złożonością i kontekstem. Najmłodsi czytelnicy będą zauważać proste czynności, ci starsi mają szanse na opowiedzenie bardziej skomplikowanych fabuł wychodzących daleko poza chwile uchwycone na kartach książki. Rysunki Mizielińskich mogą być punktem wyjścia, środkiem lub zakończeniem. Ilustracje są na tyle otwarte i wielopłaszczyznowe, że nie narzucają konkretnych historii i bardzo trudno je wyczerpać – można opowiadać w nieskończoność.

Bohaterami książki Miasteczko Mamoko są zwierzęta, co ma bardzo wiele plusów. Dzieci lubią zwierzaki i z pewnością zainteresują się losami owcy Matyldy Sweterko, słonia Arkadiusza Trąbki, czy krowy Alicji Rogatej. Ich kreatywne imiona z pewnością rozśmieszą niejedno dziecko i mogą stać się inspiracją do tworzenia własnych imion opartych na neologizmach, neosemantyzmach i szalonych skojarzeniach. Dzięki temu, że bohaterowie nie są ludźmi, bardziej przykuwają dziecięce spojrzenia, rysunki są bardziej kolorowe, a fabuła opowiadań może być niezwykle różnorodna. Postacie zwierzęce otwierają też pole do wprowadzania dziecku symboliki kryjącej się często za takimi postaciami w bajkach. Każdy z nas wie, że wilk jest chytry, a owca łagodna, uległa i, niestety, głupia. Rodzic czy opiekun ma szansę opowiedzieć dziecku, jak funkcjonują w kulturze postaci zwierzęce, co się za nimi często kryje, jednocześnie pokazując, że są to role, które można odwrócić i każde zwierzę skonstruować na nowo, opowiedzieć jego historię, uciekając od stereotypów. Jest to cenna lekcja, którą dziecko przyswoi i przyda mu się w codziennym życiu.

Miasteczko Mamoko nie jest zwyczajne. Jest pełne życia, indywidualnych powieści i zdarzeń, spostrzegawczy czytelnicy zauważą jednak dość szybko, że nie tylko zwierzęta są jego mieszkańcami – na każdej planszy możemy znaleźć zielonego kosmitę z oczami na czółkach, sześcioma kończynami i aparatem fotograficznym. Czyżby to turysta? Czy międzyplanetarny gość, który zakochał się w miasteczku i postanowił w nim zostać na zawsze? A może... cóż, opcji jest wiele i pozostawmy ich wymyślenie każdemu czytelnikowi.

Mam oko na liczby, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2016.

Wiek: 3+

Mam oko na liczby to połączenie pomysłu na książkę tworzoną przez czytelnika, na którym zostało zbudowane Miasteczko Mamoko z nauką liczenia. W lewym rogu każdej z rozkładówek umieszczona jest liczba od 1 do 10, a strony wypełnione są, tak jak w Miasteczku Mamoko, postaciami, przedmiotami i elementami krajobrazu, które można liczyć. Książeczka pozwala małemu czytelnikowi uczyć się poprzez zabawę – łatwiej jest liczyć smocze głowy, lemury na baobabach, czy ślady stóp pozostawione przez Yeti przedstawione na kolorowych, pełnych ruchu planszach, niż jabłka czy zapałki ułożone w równym szeregu.

Liczenie elementów przedstawionych w książce Mam oko na liczby wymaga od dziecka nie tylko wykorzystania jego wiedzy matematycznej, ale także spostrzegawczości – nie tak łatwo w morzu przedmiotów i postaci dostrzec skarpetki, które wysypały się z walizki. W pierwszej kolejności warto skupić się na wyszukiwaniu elementów, których liczba zgadza się z tą przedstawioną w rogu strony, w dalszej można liczyć inne przedmioty, wprowadzać podstawowe działania matematyczne. Na czwartej planszy możemy odnaleźć cztery żyrafy, jedna z nich niesie talerz z marchewkami, a na podłodze przy stole leżą łyżki. Można zaproponować dziecku, by spróbowało określić, czy sztućców wystarczy dla każdego zwierzęcia i ile marchewek dostanie każde z nich. Kształcimy tym samym myślenie matematyczne, uważność i rozumienie świata.

Aleksandra Mizielińska, Daniel Mizieliński, Mam oko na litery, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2016.

Wiek: 3+

Książka Mam oko na litery oparta jest na tym samym pomyśle, co Mam oko na liczby – łączy opowiadanie historii przez czytelnika z nauką. Tym razem dziecko ma szansę na poznanie liter. W rogu każdej ze stron, nie rozkładówki, znajduje się ułożone alfabetycznie litery. Zadaniem dziecka jest odnalezienie i nazwanie przedmiotów, zwierząt i postaci, których nazwy zaczynają się na daną literę. Pod każdą z nich znajduje się liczba wskazująca, ile elementów na daną literę można odnaleźć na planszy. W przypadku „K” jest ich aż 46! To naprawdę dużo i wyszukanie każdego przedmiotu, czy zwierzęcia może zająć dużo czasu. Korona, konewka, kłódka, klucz, koperta, kowboj, koala, kura, krokodyl, krowa, kot... – to dopiero dziesięć wyrazów, pozostało ich jeszcze 36. Odnalezienie wszystkich wymaga nie tylko spostrzegawczości, ale także podstawowej wiedzy o świecie. Rodzice i opiekunowie muszą pamiętać, że przy korzystaniu z tej książki, są niezbędni swoim dzieciom, by pomagać im w razie potrzeby i korygować ewentualne błędy. Każde dziecko wie z pewnością, jak wygląda kot, potrafi też nazwać kurę, czy koronę, ale już kłódka i kowboj mogą sprawić pewne problemy.

Mam oko na litery to pozycja, która pozwoli nie tylko na naukę liter, lecz także rozwinie słownictwo dziecka i pozwoli mu na poznanie różnych miejsc, zwierząt, czy przedmiotów, których mogło wcześniej nie znać. Można ją również wykorzystać do nauki języków obcych – pod warunkiem, że opiekun również je zna. Sami Mizielińscy zapewniają, że książka przystosowana jest do nauki języka angielskiego i wiele obecnych na jej stronach elementów można nazwać angielskimi wyrazami zaczynającymi się od litery umieszczonej na górze strony. Detektyw, czy dinozaur umieszczone na rozkładówce oznaczonej literami „C” i „D” są dwujęzyczne – po angielsku to przecież detective i dinosaur, ale już narysowane na tej samej planszy kot, zegarek i kaczka są dedykowane dla użytkowników anglojęzycznych, w języku polskim nie pasują do liter, ale w języku angielskim – cat, clock oraz duck – jak najbardziej.

Książeczka nie jest też pozbawiona elementów humorystycznych – pojawia się sympatyczny kosmita, którego mieliśmy szansę poznać w miasteczku Mamoko, a bohaterowie często mają zabawne gadżety, które z pewnością wywołają uśmiech na niejednej (nie tylko) dziecięcej twarzy – np. hipopotam ma na sobie nauszniki, do których przyczepiona jest lampa, a kot siedzi na koniu ubrany w strój klauna. Pomysłowa i z przymrużeniem oka – taka właśnie jest książka Mizielińskich.

Mam oko na liczby oraz Mam oko na litery to nie tylko książki nastawione stricte na naukę liczb i liter, to także kolejne plansze pozwalające na tworzenie wielu historii, tak jak w Miasteczku Mamoko. Nic bowiem nie stoi na przeszkodzie, by po policzeniu latających w kosmosie zwierzęcych astronautów w kosmicznych skafandrach opowiedzieć ich historię, jedną wspólną, bądź pojedyncze opowieści każdego z nich. Obie książki pełne są dodatkowych elementów, które uatrakcyjnią tworzone opowieści i pozwolą na dobre wykorzystanie dziecięcej kreatywności.

Dużą zaletą omawianych książek jest ich wydanie – nie tylko strona graficzna zasługuje na uznanie. Wydawnictwo Dwie Siostry postarało się, by ich produkty mogły pozostać z nami na lata i by wielokrotne ich przeglądanie nie pozostawiło na nich żadnego uszczerbku. Książki wydane są na grubym kartonie, który się nie łamie i nie zgina, nie niszczą się rogi stron. Nie ma to żadnego negatywnego wpływu na jakość rysunków, są wydrukowane bardzo wyraźnie, kolory są intensywne i nie płowieją z czasem. Mamy więc ucztę nie tylko dla wyobraźni, ale także dla naszych oczu. Ucztę na wiele długich godzin dla całej rodziny.

Zapraszamy po wakacjach do biblioteki Centrum Kształcenia Ustawicznego im. Henryka Sienkiewicza w Białymstoku, gdzie można wypożyczyć recenzowane książki.

Zdjęcia w artykule pochodzą ze strony wydawcy oraz z archiwum własnego biblioteki Centrum Kształcenia Ustawicznego im. Henryka Sienkiewicza w Białymstoku.

Wykorzystany cytat pochodzi z książki Aleksandry i Daniela Mizielińskich, Miasteczko Mamoko, Warszawa: Wydawnictwo Dwie Siostry, 2010.

autor: Białostocka Akademia Rodziny

facebook