Umiłowałem cię odwieczną miłością... Gracie w jednej drużynie!

Umiłowałem cię odwieczną miłością... Gracie w jednej drużynie!

Sposób patrzenia kobiet i mężczyzn na te same rzeczy jest zupełnie inny. Wsłuchajcie się w siebie nawzajem, a odkryjecie wiele zaskakujących różnic!

Drogi Czytelniku, Mężu Twojej Żony!


W pierwszych latach naszego małżeństwa bardzo przeżyliśmy historię, jaka wydarzyła się u nas na Ursynowie. Dwóch chłopców (w wieku ok. 12-14 lat) przyłapano na drobnej kradzieży. To już był ich drugi raz w tym samym sklepie i personel postanowił, że jeden z chłopców ma zostać, a drugi ma pójść po rodziców. On jednak nie poszedł do domu, ale zabił się, wyskakując z okna wieżowca (na motywach tego wydarzenia powstała sztuka teatralna X piętro).

Z tego, co pamiętam, prasa podkreślała, że to była dobra rodzina. Nie chcę tu oskarżać tych rodziców, ale uderzające było to, że chłopiec wolał się zabić, niż ujawnić im swoją winę. Zabrakło poczucia, że dom jest miejscem azylu i pomocy.


Drogi Mężu! Jesteś lub będziesz tatusiem. Zrób coś bardzo ważnego dla każdego swojego dziecka: zadbaj, aby od małego wiedziało, że nie musi czymś szczególnym zasłużyć na Twoją miłość, że kochasz je nie dlatego, że jest grzeczne i że dobrze się uczy. Po prostu nie przestajesz kochać, gdy nabroiło. Jasno przekaż, że kochasz je bezwarunkowo. Mów często: „Kocham cię, bo jesteś moim dzieckiem”. To znaczy: „Kocham cię nie za to, jaki jesteś, ani za to, co robisz i czego nie robisz – ale tylko za to, że jesteś moim dzieckiem”.

I wpajaj mu: „Nawet gdy kiedyś zrobisz coś złego, czego będziesz się bardzo wstydzić, możesz zawsze do mnie przyjść, a ja pomogę ci wszystko naprawić”. Taki jest nasz Ojciec Niebieski, który nawet ludowi wybranemu w stanie grzechu dawał wyjście, mówiąc: „Umiłowałem cię odwieczną miłością, dlatego przyjaźnie przyciągnąłem cię do siebie. Znowu cię odbuduję…” (Księga Jeremiasza, rozdział 31, wersety 3-4). Ciebie samego zresztą też tak kocha! MARIOLA


Droga Czytelniczko, Żono Twojego Męża!


Kiedy byłem studentem, chodziliśmy z moim kolegą z grupy do uczelnianego klubu sportowego pograć w „trambambulę” (piłkarzy na drążkach). Gdy pojedynki z innymi stawały się coraz bardziej zacięte i trudne – przyjęliśmy pewną umowę. Ustaliliśmy, że mamy zaufanie, iż każdy stara się grać najlepiej jak umie i nie będziemy mieli do siebie pretensji, jeśli przegramy. Tej zasady: gramy w jednej drużynie – a przeciwnik jest na zewnątrz, konsekwentnie się trzymaliśmy.


Pewnego dnia przyszło dwóch innych studentów, bardzo silnych graczy. W serii spotkań walka była zawsze zażarta aż do samego końca: albo oni wygrywali 6:5, albo my, a ogólny bilans był wyrównany. I oto w kolejnym meczu mieli nas „na widelcu” (chyba prowadzili 5:3), a jednak przegrali. Do dziś pamiętam, jak jeden z nich powiedział: „To przez ciebie przegraliśmy, bo przepuściłeś te dwie bramki”. Na to drugi: „Ale gdybyś ty strzelił ostatnią, to byśmy wygrali”. Dalej grali z przekonaniem, że to ten drugi jest winien ich porażki.

I co się okazało? Następne cztery spotkania to był ich pogrom – wyniki 6:0 lub 6:1 dla nas! Dlaczego? Bo oni przestali być drużyną! Każdy z nich nadal był dobrym zawodnikiem, ale już nie walczyli wspólnie przeciw nam, tylko tracili siły na rozgoryczone atakowanie się nawzajem.

Podobnie jest w małżeństwie: jeśli chcecie być mocni, musicie grać razem jako jedna drużyna przeciw całemu światu! Jeśli więc zdajesz sobie sprawę, droga Żono, że generalnie biorąc Twój Mąż jest człowiekiem poczciwym i oddanym rodzinie, to gdy mu się zdarzy coś zawalić – nie krytykuj i nie mów do niego jak do przeciwnika. Atakuj problem, a nie męża! PIOTR


Marta i Piotr Wołochowiczowie
mają trójkę dzieci. Są autorami wielu artykułów i książek, m.in. Jak wygrać małżeństwo? i Seks po chrześcijańsku. Od 1992 roku prowadzą Fundację Misja Służby Rodzinie.

Źródło: Magazyn Familia.

autor: Marta i Piotr Wołochowiczowie/Magazyn Fa

facebook